Europejskie – i ogólnie związane z globalną północą – sposoby słuchania muzyki afrykańskiej, pisania o niej i dyskutowania dopiero ostatnio bardzo powoli wydobywają się spod imperialnych przyzwyczajeń. Ta imperialna perspektywa kazała dostrzegać w muzyce afrykańskiej przede wszystkim braki (np. autorstwa, głębi harmonicznej, historyczności, jednostkowości, autonomii, samokontroli, dojrzałości), jednocześnie nie interesując się zrozumieniem jej wartości we własnych kategoriach. Chcemy radykalnie odejść od stosowania takiej kolonialnej perspektywy, czy nawet pozycji dystansu i hierarchii w ogóle. Oznacza to, że nie zamierzamy tworzyć wrażenia, jakoby zyskaliśmy pełen ogląd tego terytorium. Poszukiwanie wyjścia z pozycji dystansu dającej władzę nazywania może oznaczać zanurzenie w sprzecznościach, kontrastach i połączeniach.
Potraktujmy całość raczej jako rodzaj partytury dla wyobraźni teoretycznej niż określenie sztywnych podziałów na zmienną rzeczywistość. „Glissando” #40 nie ma pełnić roli mapy, dzięki której czytelnicy mogliby zorientować się w rozpisanej rzeczywistości, patrząc na nią z góry. Wyobrażamy sobie numer raczej jako kompas, który pozwala nawigować między dźwiękami, gestami i wyobrażeniami. Pomocna w tej nawigacji będzie aplikacja czytająca kody QR, które gęsto rozsialiśmy w całym numerze, odsyłając nimi do muzyki i innych materiałów on-line. Wersja papierowa jest więc nie tyle zamkniętą całością, co działaniem tekstowym zanurzonym w plątaninie rytmów i brzmień, ilustrujących, uzupełniających, a czasami kontrapunktujących narrację. Zachęcamy do odrywania się od tekstu, by zagubić się linkach, streamingach i playlistach zawierających oficjalne nagrania, archiwalne field recordingi, tutoriale przygotowane przez lokalnych producentów, stare programy telewizyjne i radiowe z regionu, występy lokalnych zespołów i muzyków ulicznych, wreszcie przygotowane specjalnie do tego numeru dwa miksy z niemożliwą do znalezienia w Europie muzyką.
UAKTUALNIENIE, LISTOPAD 2021: Pomiędzy momentem pisania wstępu a wydania numeru z hukiem upadł mit Polski jako ofiary geopolityki i nieobarczonej kolonialnym bagażem przestrzeni, z której można ze spokojem i czystym sumieniem przyglądać się afrykańskości. Uzupełniliśmy co prawda kształt kreślony wierzchołkami Kinszasa, Nairobi i Maputo o dowolne miejsce w Polsce i tym samym poszukiwaliśmy słuchania poprzez bycie w relacji, a nie z użyciem pozornie zewnętrznego spojrzenia na egzotykę. Okazuje się jednak, że relacja, w którą weszliśmy, wymaga wypełnienia zobowiązania. Obecność ludzi z Konga i innych państw afrykańskich, którzy zamarzają w lasach przy wschodniej granicy, są bici przez nieoznakowanych mundurowych i przerzucani przez drut kolczasty, przypomina nam, że ta relacja nie jest ani abstrakcyjna ani czysto estetyczna. Kinszasa–Nairobi–Maputo nie tworzą zamkniętego trójkąta, ale skomplikowany kształt, w którego, jak się teraz zorientowaliśmy, środku się znajdujemy. Nie wymagamy od Was konkretnych działań, ale prosimy byście numer czytali ze świadomością tej relacji.